Nie, ja nie zamierzam schodzić ze stanem posiadania do tak niskiego poziomu. Nie mam takich potrzeb - a i nie chcę narzucać minimalizmu bliskim. Sama wymagana szkolna wyprawka to gigantyczny stos przedmiotów.
Zawiozłam koleżance ogromne torbiszcze ciuchów po Dużej, w zamian dostałam reklamówkę ubrań dla Małego. Zawiozłam też pokutujące w szafach plecaki i wielki koc, którego nigdy nie użyłam.
W szafach zaczyna być przewiewnie.
Kupiłam wczoraj Wyborczą. Usprawiedliwiam się, że oprócz mnie jeszcze 5-6 osób ją przeczyta. W "Wysokich obcasach" reportaż o minimalistach. W większości pojedynczy, samorządni, niegromadni. Mogą wejść w to głębiej, bardziej.
Mnie wystarczy skala mini.
2 komentarze:
Czytając ten tekst w Wyborczej w sobotę pomyślałam sobie: żadna z tych osób opisanych w artykule nie ma dzieci... :-P
Nie ma dzieci i chyba nie ma hobby, a w każdym razie takiego wymagającego akcesoriów. Oraz mało gotuje.
Nadmiaru gratów nie lubię i nie mam oporów przed wyrzuceniem/oddaniem/przehandlowaniem zalegających rzeczy, ale bez przesady. Trudno o minimalizm, jak się szyje, dzierga oraz np. piecze ciasta, niekoniecznie wszystkie w jednej formie, w postaci prostokątnego placka...
Prześlij komentarz