poniedziałek, czerwca 15, 2009

Wikipedia wie, kim jestem :)

Apateizm (ang. apatheism) to przekonanie, założenie lub zaakceptowanie poglądu, że Bóg i religia nie mają znaczenia dla ludzkiego życia. Termin ten to neologizm, powstały z połączenia słów ateizm i apatia, po raz pierwszy użyty w roku 2003 przez Jonathana Raucha w The Atlantic Monthly w artykule zatytułowanym Let It BeThe greatest development in modern religion is not a religion at all - it's an attitude best described as "apatheism" (ang.).

Kino niemęskie

Zmuszony przez Siłę Wyższą (w mojej skromnej osobie) mój Drugi Połówek aka Ukochany Małżonek obejrzał ze mną "Był sobie chłopiec" z Hugh Grantem. Przez większość czasu jednak zamiast śledzić akcję i słuchać języka Hugha, zastanawiał się, czy dałoby się rzeczywiście prowadzić takie życie jak bohater filmu. Nie pracować, nie mieć zmartwień, chłodne piwko w cieniu pić... Rozważania dotyczące potencjalnych rozkoszy takiego życia mieszały się z okreśeniami "Co za próżniak, co za gamoń, ale nierób."
A Wy?
Jak myślicie?
Dałoby się?
PS Film uważam za wspaniały, książkę za jeszcze lepszą - szczerze polecam :)

Pseudointelektualistka w czarnym swetrze

Lubi się uchodzić za mózga i ętelygęta, oj lubi... Człowiek sobie stwarza spójny wizerunek i nijak nie chce przed sobą nawet, a co dopiero przed innymi, przyznać, że to kreacja ;)
Młoda pisarka napisała, że po butelce wina człowiek się zaczyna przyznawać, a to że Meatloafa czy inszego Roxetta lubi, a to ze ogląda w tv filmy z cyklu "Okruchy życia"...
A ja się mogę przyznać bez wina, że o ile muzycznie to ja jestem w magicznym kręgu Maleńczuka, Kazika, Starszych Panów i "Wielkiego Amerykańskiego Śpiewnika" by Rod Stewart, o tyle pod inne intelektualne chrypki nie podpadam.
Nie mam czarnego swetra ani pamiątkowych glanów...
Nie czytałam "Pana Tadeusza" / "Gry w klasy" / "Ulissessa"...
Nie zamierzam wdawać się w dyskusje o teorii strun...

Nie czuję się intelektualistką.

Ja tylko lubię wiedzieć.

I kręcą mnie filmy z Hugh Grantem, i Jane Austen lubię, i w ogóle mam zamiłowania szalenie pensjonarskie.
Taka jestem naprawdę.
Dlatego wracam do zaczętej robótki, a zaraz nastawię sobie "Nad Niemnem". I znów szczerze się wzruszę, bo "ta gałązka jarzębiny tak pięknie pani włosy ubiera".

Ale i tak jestem za mundra i robię sobie tym wrogów :/ Nie puszczam non-stop Vivy dziecku. Nie wiem, kto to jest (tu wstawić nazwisko dowolnego bohatera plotkarskich portali). Dużo czytam. I tak dalej.

Nie pasuję ani tu, ani tam. I, kurczę, nie macie pojęcia, jak mi z tym dobrze. Znalazłam sobie swoją małą, własną niszę. Serwuję w niej dowolnie wybrane napoje poza zwykłym piwem ;) Zapraszam do dołączenia.