No właśnie - karta dań. Minimalna, prosta, niewymagająca ślęczenia nad książkami kucharskimi. Przekładająca się na listę spożywczych zakupów.
Poniedziałek
Zupa pomidorowa z ryżem. Zostanie na jutro. Jest sycąca, nie wymaga solidnego drugiego dania. Może bułeczki zapiekane z pieczarkami będą do niej pasować?
Wtorek
Zupa jak wyżej. I klopsiki, z indyka, mięsa pół kilo, do tego 2/3 filiżanki kaszy jaglanej. I surówka z marchewki i pora z łyżeczką majonezu.
Środa
Rosół z kaczki, ulubione danie moich dzieci. I klopsiki. Surówka z kiszonej kapusty.
Czwartek
Rosół. Placki z ziemniaków i cukinii z czosnkiem i tymiankiem. I sos czosnkowy.
Piątek - Sobota
Fasolka po bretońsku. Z chlebem.
Niedziela
Kotlety z kurczaka lub indyka z ziemniakami i mizerią.
Lokalnie, sezonowo i prosto.
Co kupić w tym tygodniu?
Ćwiartkę kurczaka na pomidorówkę - po wygotowaniu mięso przerobi się na pasztet smarowny do chleba. Ryż. Mielonego pół kilo, korpus z kurczaka/kaczki, fileta na kotlety i jakąś kiełbaskę do fasolki. Cukinię, ziemniaki, fasolę, jogurt grecki, majonez. Drobny makaronik do rosołu. Kiszoną kapustę. Ogórki. Na śniadania zawsze twarożek, dżem, mleko. Na kolacje jajka, rybki z puszki, domowy pasztecik, pieczony udziec z indyka w plasterkach.
Smacznego :)
Układacie menu?
środa, sierpnia 08, 2012
sobota, sierpnia 04, 2012
Zmniejszanie const.
Ile książek z posiadanych na półkach rzeczywiście chcę tam mieć?
Czy już mogę wyrzucić ustrzeloną w ciucharni koszulkę z napisem 'I AM THAT BITCH YOUR MOTHER WARNED YOU ABOUT"?
Czy oddać komuś maszynę do chleba?
Czy obejdę się bez dwóch koszyczków na robótki? Czy czas oddać komuś parę kilo włóczki? I te proste druty, których nie używam w zasadzie?
Czas na ekowymiankę? A może ogłoszenie pt. "oddam nieodpłatnie..."?
Czy już mogę wyrzucić ustrzeloną w ciucharni koszulkę z napisem 'I AM THAT BITCH YOUR MOTHER WARNED YOU ABOUT"?
Czy oddać komuś maszynę do chleba?
Czy obejdę się bez dwóch koszyczków na robótki? Czy czas oddać komuś parę kilo włóczki? I te proste druty, których nie używam w zasadzie?
Czas na ekowymiankę? A może ogłoszenie pt. "oddam nieodpłatnie..."?
niedziela, lipca 29, 2012
Mniej niż 100
Nie, ja nie zamierzam schodzić ze stanem posiadania do tak niskiego poziomu. Nie mam takich potrzeb - a i nie chcę narzucać minimalizmu bliskim. Sama wymagana szkolna wyprawka to gigantyczny stos przedmiotów.
Zawiozłam koleżance ogromne torbiszcze ciuchów po Dużej, w zamian dostałam reklamówkę ubrań dla Małego. Zawiozłam też pokutujące w szafach plecaki i wielki koc, którego nigdy nie użyłam.
W szafach zaczyna być przewiewnie.
Kupiłam wczoraj Wyborczą. Usprawiedliwiam się, że oprócz mnie jeszcze 5-6 osób ją przeczyta. W "Wysokich obcasach" reportaż o minimalistach. W większości pojedynczy, samorządni, niegromadni. Mogą wejść w to głębiej, bardziej.
Mnie wystarczy skala mini.
Zawiozłam koleżance ogromne torbiszcze ciuchów po Dużej, w zamian dostałam reklamówkę ubrań dla Małego. Zawiozłam też pokutujące w szafach plecaki i wielki koc, którego nigdy nie użyłam.
W szafach zaczyna być przewiewnie.
Kupiłam wczoraj Wyborczą. Usprawiedliwiam się, że oprócz mnie jeszcze 5-6 osób ją przeczyta. W "Wysokich obcasach" reportaż o minimalistach. W większości pojedynczy, samorządni, niegromadni. Mogą wejść w to głębiej, bardziej.
Mnie wystarczy skala mini.
sobota, lipca 28, 2012
Zimno
Kupuję na rynku przezroczyste lipcowe porzeczki, szkliste od soku wiśnie, pachnącą pietruszkę. Połowa od razu do zamrażarki, jesienią przywołamy smaki lata.
- ~ -
PanMąż: [Cośtamcośtamcośtam.]
Ja: Masz mnie za aż taką głupią?
PanMąż: No, za taką głupią to nie.
- ~ -
PanMąż: [Cośtamcośtamcośtam.]
Ja: Masz mnie za aż taką głupią?
PanMąż: No, za taką głupią to nie.
wtorek, lipca 24, 2012
"Kędy wszedłeś, wychodź tędy..."
Minimalizm.
Bez tylu rzeczy.
Nawet te, które są, zaczynają uwierać.
Plecaki książek dla biblioteki, worki ubrań do Caritasu, wymiany z nieznajomymi znajomymi.
I nagle oddech trochę głębszy.
Bez tylu rzeczy.
Nawet te, które są, zaczynają uwierać.
Plecaki książek dla biblioteki, worki ubrań do Caritasu, wymiany z nieznajomymi znajomymi.
I nagle oddech trochę głębszy.
poniedziałek, lipca 23, 2012
Minimalizm
"Życie minimalisty pozbawione jest wszystkiego, co niepotrzebne i zbędne, by zrobić miejsce na to, co uwielbiasz i co sprawia Ci przyjemność. To pozbycie się wszystkiego, co powoduje w życiu szeroko pojęte zatłoczenie, dzięki czemu osiągniesz stan spokoju, wolności i lekkości."
"Kluczem do minimalizmu jest odgadnięcie tego, co czyni Cię szczęśliwym i pozbycie się całej reszty, aby w pewnym sensie „stworzyć czas” na to, co dla Ciebie ważne. W żadnym wypadku minimalizm nie powinien być utożsamiany z prowadzeniem życia pustelnika lub trwaniem w nieustającym poczuciu nudy."
Wiecie, jak ciekawym doświadczeniem jest niekupowanie? Wychodzenie na spacer bez portfela? Opieranie się pokusom? Od dwóch tygodni prowadzę eksperyment związany właśnie z minimalizmem. Próbuję zredukować zakupy tylko do tego, co jest absolutnie niezbędne.
Żadnych kosmetyków, które po dwóch użyciach trafią na powolne konanie w szafce, by po osiągnięciu terminu ważności wylądować w śmieciach. Żadnych ciuchów, które, odleżawszy swoje w szafie, zostaną wyniesione do pojemnika PCK.
Proste, lokalne i sezonowe jedzenie. Kompoty zamiast soczków dla dzieci. Muffinki zamiast ciastek ze sklepu. Więcej warzyw, mniej mięsa.
Spacer zamiast jazdy autem. Szydełkowa siatka zamiast reklamówki. Wielorazowe pieluszki zamiast pampersów. Używane ubrania zamiast nowych. Biblioteka zamiast księgarni. Ominięcie szerokim łukiem regału z przecenami w tesko.
Mniej śmieci. Nie macie pojęcia, o ile mniej!
Na początku jest ciężko. Bo gazetka, bo film, bo lody o dziwacznym smaku, bo balsamico, bo to, bo tamto.
Potem odnajduje się tu-smaki, tu-zapachy, tu-satysfakcje.
Wycieczka do skansenu, spacer wałami nad rzeką, patrzenie w niebo, wąchanie mięty na łące.
"Kluczem do minimalizmu jest odgadnięcie tego, co czyni Cię szczęśliwym i pozbycie się całej reszty, aby w pewnym sensie „stworzyć czas” na to, co dla Ciebie ważne. W żadnym wypadku minimalizm nie powinien być utożsamiany z prowadzeniem życia pustelnika lub trwaniem w nieustającym poczuciu nudy."
Wiecie, jak ciekawym doświadczeniem jest niekupowanie? Wychodzenie na spacer bez portfela? Opieranie się pokusom? Od dwóch tygodni prowadzę eksperyment związany właśnie z minimalizmem. Próbuję zredukować zakupy tylko do tego, co jest absolutnie niezbędne.
Żadnych kosmetyków, które po dwóch użyciach trafią na powolne konanie w szafce, by po osiągnięciu terminu ważności wylądować w śmieciach. Żadnych ciuchów, które, odleżawszy swoje w szafie, zostaną wyniesione do pojemnika PCK.
Proste, lokalne i sezonowe jedzenie. Kompoty zamiast soczków dla dzieci. Muffinki zamiast ciastek ze sklepu. Więcej warzyw, mniej mięsa.
Spacer zamiast jazdy autem. Szydełkowa siatka zamiast reklamówki. Wielorazowe pieluszki zamiast pampersów. Używane ubrania zamiast nowych. Biblioteka zamiast księgarni. Ominięcie szerokim łukiem regału z przecenami w tesko.
Mniej śmieci. Nie macie pojęcia, o ile mniej!
Na początku jest ciężko. Bo gazetka, bo film, bo lody o dziwacznym smaku, bo balsamico, bo to, bo tamto.
Potem odnajduje się tu-smaki, tu-zapachy, tu-satysfakcje.
Wycieczka do skansenu, spacer wałami nad rzeką, patrzenie w niebo, wąchanie mięty na łące.
Subskrybuj:
Posty (Atom)