piątek, października 30, 2009

Zupełnie inni

Rano, w pracy, przy kawie rozmawiają dwie koleżanki:

- Jak tam Twój wczorajszy sex?

- Beznadzieja... mąż przyszedł do domu, w 3 minuty zjadł obiad, potem 4 minuty bzykania i po dwóch minutach spał... A u Ciebie?

- No u mnie rewelacja mąż przyszedł do domu, zabrał mnie na przepyszna romantyczną kolację. Później przez godzinę wracaliśmy do domu spacerkiem przez miasto, potem świece i godzina przecudownej gry wstępnej.
Następnie godzina nieziemskiego sexu a na koniec wyobraź sobie, że przez godzinę rozmawialiśmy czule ze sobą. Bajka po prostu!

W tym samym czasie rozmawia ze sobą dwóch kolegów:

- Jak tam Twój wczorajszy sex?

- No zajebiście! Przychodzę do domu, obiad na stole, zjadłem, pobzykałem i zasnąłem! A u Ciebie?

- U mnie? Kurwa, u mnie beznadzieja. Przychodzę - nie ma prądu bo zapomniałem zapłacić za rachunek, zabrałem wiec gdzieś starą na kolację, żarcie beznadziejne było i takie drogie, że nie starczyło mi na taksówkę
powrotna i musiałem zapierdalać do domu na piechotę. Przychodzimy kurwa przecież nie ma prądu, więc znowu te cholerne świece. Byłem tak wkurzony, że najpierw przez godzinę nie mógł mi stanąć a potem przez
godzinę nie mogłem się spuścić. na to wszystko tak się wkurwiłem, że przez godzinę jeszcze usnąć nie mogłem.

niedziela, października 25, 2009

Rozsądne gospodarowanie zasobami

Bez niego nie ma życia debet-free, sami przyznacie.
Żeby rozsądnie gospodarować zasobami należy zrobić bilans konta, spisać potrzeby, ustawić je wg priorytetowości i zacząć stopniowo realizować.

No to jazda!

Potrzeby:
* remont w pokoju Dzieciny połączony z wymianą instalacji elektrycznej.
* wymiana mebli w pokoju rzeczonego owocu miłości.
* nowy, ŁADNY dywan do tegoż pomięszczenia.
* najchętniej wymiana mebli kuchennych na drewnopodobne.
* radio / odtwarzacz CD do kuchni.
* ładny jesienny płaszcz.
* biureczko do kompa.
* i tak dalej...

Zasoby:
* kwota na waciki

Aaaaaaaaaaa, chrzanić racjonalne gospodarowanie zasobami! Idę szukać tęczy, na końcu musi być garnek złota!

piątek, października 23, 2009

Dwaj mężczyźni

Stali w sklepie przed regałem z piwem i zawzięcie szukali wyjątkowego gatunku.
- Takie z czarną etykietką, wie pan - podpowiadał jeden.
- Z czarną? To chyba portier był? - zastanawiał się drugi.
Po minucie obserwacji zlitowałam się nad poszukującymi i wskazałam im butelki stojące dokładnie przed ich oczami.
- O, widzi pan, mówiłem, ze musi gdzieś być ten portier...

Pomijając kwestię "portiera" - dlaczego mężczyźni są tak poszukujący? Mój osobisty nie radzi sobie ze znalezieniem a) szalika, b) płyty CD, c) kanału w TV (to ostatnie stanowi doskonałe uzasadnienie dla przecapingowania wszystkich kanałów w kablówce ;)). Ciekawe, czy inni też tak mają ;)

czwartek, października 22, 2009

Lekturnik

Ben-Oni opisuje zmagania swojej rewelacyjnej córki z lekturami szkolnymi. A ja spieszę powspominać swoje zmagania.
W nauczaniu początkowym lektury miałam obskoczone wcześniej zwykle - po prostu rozrywki. Pamiętam, że tytuły w stylu "Pilot i ja" Bahdaja bodajże nawet mnie interesowały. Ale potem przyszła znamienna czwarta klasa i "Janko Muzykant" - którego do dzisiaj nie mogę czytać, o rozważaniach jakichś nie wspominając, "O krasnoludkach i sierotce Marysi" - na moich polonistycznych studiach wypisaliśmy 32 powoy, dla których to nie jest ksiązka dla współczesnego dziesięciolatka... Z lektur w czwartej klasie podobało mi się tylko "Spotkanie nad morzem" - ładna, sensowna i dość ciekawa powieść obyczajowa.
Później było jeszcze gorzej i... W końcu przestałam czytać lektury. Programowo i z zasady. Jeśli coś znałam z wcześniejszego czytania, było ok, jeśli nie - trudno. Do końca życia będę wdzięczka koleżance z liceum, która przeczytała mi na głos Konrada Wallenroda.
A potem poszłam na polonistykę. Studia skończyłam z dobrym wynikiem, będąc jedną z bardziej oczytanych osób na roku. Najmniej oczytane były neistety te, które zapytane, co jadł Gerwazy w VII księdze Pana Tadeusza odpoiwiadały bez zająknienia.
Niestety, nowa szkoła polska idzie w kierunku schematyzacji myślenia - niedługo więc trzeba będzie przeczytać lekturę i zapamiętać, co poeta/prozaik/dramaturg chciał powiedzieć. I wystarczy.
Z drugiej strony - może to da wiecej czasu na prawdziwe oczytanie. Oczytanie, które nie musi obejmować Ogniem i mieczem, ale może Milenę Wójtowicz, Wojciecha Kuczoka czy Jane Austen. Czyli autorów, których w najlepszym wypadku nie ma w kanonie, w najgorszym zaś są kpiąco traktowani - cóż bowiem może nieść ze sobą dobrego jakieś tam fantasy, czy opowieśc o senności?
PS W 2 klasie liceum spodobała mi się Nie-Boska Komedia Krasińskiego, niestety to, co z nią zrobiono na leckjach zabiło we mnie wszelki zachwyt. Wiwisekcja to delikatne określenie.

piątek, października 16, 2009

Zdania rozwinięte

{Ja} Mężu, rozmawiałeś z rodzicami o urodzinach naszego dziecka?
{on} A co?
{Ja} Istnieje ryzyko, ze przyjdą dzisiaj, a my mamy bajzel.
{On} Sobota, niedziela.
{Ja} A mógłbyś mówić zdaniami bardziej rozwiniętymi?
{On} Tak.
{Ja} To jak, rozmawiałeś z nimi?
{On} Sobota, niedziela.
{Ja} I to są zdania rozwinięte?
{On} Tak.
{Ja} [załamka]

środa, października 14, 2009

Piłka kopana

"Dzisiaj gramy ze Słowacją. No, gramy to za mocno powiedziane."
Robert Kantereit, Trójka

Adam Makowicz o muzyce

Ta sama muzyka może być dobra i niedobra - bo dobra muzyka, to ta, która porusza odbiorcę, a odbiorcy są różni.
No właśnie? To jaka jest moja muzyka?
Jaka? Wokalna. Affabre Concinui, Take 6...
Jaka jeszcze? Z tekstem. Waglewski, Staszewski, Maleńczuk.
I jeszcze? Z akustyczną instrumentacją. KULT. Koncerty unplugged artystów, na których nie zwracam zwykle uwagi.
I jazzująca, choć nie każdy jazz jest dla mnie.
Ale swing jak najbardziej.
Niepopularna. Operowa i operetkowa.
Ossssssstra jak jalapeno. Metaliczna.
Zawodząca. Jak Muse.
Szalona. Queenowa.
Grzeczna-niegrzeczna. Bitelsowska.
Po prostu - dobra :)

14 października? No chyba żartujesz...


Z radia

- Co mówi muzyk bezrobotny do muzyka mającego pracę?
- Dwie zapiekanki proszę.

{Filip Jaślar w Trójce}

niedziela, października 11, 2009

Nasi tu byli :)



Po co maszerowali?
Bardzo ładnie odpowiedział na to Wojciech Maziarski:

Ateiści i agnostycy zapowiadają na sobotę marsz na ulicach Krakowa. Duchowni, np. franciszkanin o. Jan Szewek, pytają: właściwie po co?

Nie do mnie to pytanie, ale i tak odpowiem: z tych samych powodów, z jakich katolicy uczestniczą w procesjach Bożego Ciała. Homoseksualiści w paradach równości. Wyborcy w wiecach partyjnych. I tak dalej. Wszystkie te wystąpienia mają ten sam cel zawierający się w haśle: „Niech nas zobaczą”. Poddawanie w wątpliwość sensu publicznego demonstrowania swych wierzeń, przekonań i sympatii ideowych jest równoznaczne z kwestionowaniem fundamentów nowoczesnej demokracji.

Ich postulaty głosiły:
"przestrzegania przez wszystkie organy władzy państwowej zasady neutralności światopoglądowej państwa, zawartej w Konstytucji"; "respektowania zasady równości obywateli wobec prawa bez względu na ich poglądy filozoficzne, religijne lub areligijne, a także funkcję pełnioną w związkach wyznaniowych"; "neutralności światopoglądowej w polskich szkołach publicznych"; oraz "równego traktowania osób wierzących i niewierzących na płaszczyźnie społecznej". Ponadto - "uwzględniania w dialogu publicznym głosu osób niewierzących"; "całkowitego oddzielenia sfer polityki i religii w życiu społecznym"; "zaprzestania finansowania związków wyznaniowych z budżetu państwa oraz rzetelnej"; i "powszechnej i opartej na najnowszych osiągnięciach nauki edukacji seksualnej w szkołach".

Niewiele, a jakże kłuje niektórych, jak uwiera. Nawet najbardziej rozumni, a "skażeni" religią ludzie nie rozumieją potrzeby bycia dostrzeżonym. "Bo przecież nie na darmo Polska nazywana jest krajem katolickim". To ostatnie zdanie kiepsko co prawda broni się w zestawieniu z liczeniem wiernych w kościołach oraz z szeroko pojętą moralnością społeczeństwa, ale cóż - nadal ten szkodliwy stereotyp się utrzymuje.
Wychowałam sie w rodzinie ateistycznej w środowisku, w którym część ludzi chodziła do kościoła, część do cerkwi, część do meczetu. I tak było mi trudno. I tak musiałam stawić czoła oskarżeniom rówieśników o satanizm i inne kulty, uważane za wrogie przez chrześcijaństwo.
Teraz możemy wyjść na ulice. Pokazać się. Nikt w nas nie rzuca kamieniami. Jednak nadal drżę o moje dziecko, wychowywane w najlepszych tradycjach agnostycyzmu i tolerancji dla najróżniejszych przekonań. Ona wie, że jedni wierzą w Jehowę, inni w Allaha, jeszcze inni w co innego, i że różnorodność jest dobra.
Tylko czy to wystarczy?
Dlatego chciałabym, aby takie marsze i inne inicjatywy racjonalistów, ateistów i agnostyków doprowadziły choć do obumarcia stereotypów na nasz temat.
Jeden z uczestników marszu niósł tabliczkę z napisem "Nie wierzę w Boga a mimo to dokarmiam sikorki. Naprawdę!" To "Naprawdę" boli. Chociaż to my nie mamy jakże wygodnej spowiedzi, czyszczącej do blasku nasze sumienia i z popełnionym błędem, złym czynem po prostu musimy żyć, wciąż musimy udowadniać i tłumaczyć, że "naprawdę" nie jesteśmy źli. Że potrafimy być moralni, choć nie mamy religii, która nam podpowiada jak. Że umiemy sobie wyjaśnić, dlaczego umierają bliskie nam osoby w inny sposób, niż osoby religijne. Że nie odczuwamy potrzeby wiary w życie po śmierci, życie wieczne, nieśmiertelną duszę. I że mimo wszystko potrafimy być dobrymi ludźmi.
Boli zdanie powiedziane w dobrej wierze przez koleżankę, mądrą kobietę, która doskonale wychowała synów: "Bo to był taki przyzwoity człowiek, ten X., POMIMO że ateista."
Jeśli wygramy z tym "pomimo", mamy szanse żyć nie na skraju społeczeństwa ale jako jego integralna część. Tak, by dziecko nieidące na religię w przedszkolu nie bawiło się SAMO w kącie - to dla mnie taka alegoria odosobnienia ateisty.

sobota, października 03, 2009

Zagadka

Jaką zabawkę daje Ojciec Dziecinie gdy Matka ma do zrobienia Ekspresowe Tłumaczenie Na Wczoraj?
a) puzzle
b) misia
c) TRĄBKĘ

Idę komuś coś wetknąć w odwłok.