piątek, listopada 24, 2017

Przeżywanie - recenzja

Pierwszy raz żałobę przeżywamy bardzo wcześnie. Musimy przeboleć koniec karmienia piersią albo odebranie ukochanego smoczka. Uczymy się jej przez całe życie, a jednak kiedy przychodzi kolejna strata, znów wpadamy w otchłań albo budujemy wokół siebie szczelny mur.
"To zdarzyło sie tutaj" to minipowieść Raiji Siekkinen, fińskiej pisarki, po raz pierwszy przetłumaczona na jakikolwiek język słowiański, a w Polsce dostępna dzięki trwającej do niedawna akcji "Fińska literatura" w wykonaniu BookRage (obecnie ArtRage).
Książka opowiada o dwojgu ludzi, kobiecie i mężczyźnie, z których każde dźwiga swój żałobny bagaż. Stopniowo dowiadujemy się, kogo stracili i w jakich okolicznościach, ale nie ma tu fabuły, dochodzenia do rozwiązania skomplikowanych zagadek, a faktyczne wydarzenia obecne i te przywoływane z przeszłości są jedynie pretekstem do nakłonienia czytelnika do zastanawiania się nad emocjami postaci i ścieżkami, po jakich wędrują myśli bohaterki i odwiedzającego ją pośrednika sprzedaży nieruchomości.
Cała książka to właściwie jeden długi opis, ale myliłby się ten, który z góry założyłby, że to tekst nudny, coś jak wynurzenia Orzeszkowej o przyrodzie (pisząca te słowa uwielbia "Nad Niemnem" i nie bardzo sobie wyobraża niechęć do jej opisów natury, ale podobno są tacy ludzie). Każda garść żwiru i każdy termos z kawą mają tu swoje znaczenie i opowiadają nam wiele o jedynych ludziach w tej powieści.
Zaczyna się w czasie wiosennych roztopów, najbrzydszej chyba, ale budzącej najwięcej nadziei pory roku. I faktycznie - może to ta nadzieja pcha bohaterów ku zmianie?
To nie jest książka do szybkiego czytania. Trzeba zamykać ją (czytnik na przykład) i zastanawiać się. I zajrzeć sobie do środka.

...A na koniec przeczytać, że autorka zginęła w 2004 roku w pożarze swojego domu. I że nie napisze nic więcej. I odbyć taką mini żałobę.

Brak komentarzy: