Zmuszony przez Siłę Wyższą (w mojej skromnej osobie) mój Drugi Połówek aka Ukochany Małżonek obejrzał ze mną "Był sobie chłopiec" z Hugh Grantem. Przez większość czasu jednak zamiast śledzić akcję i słuchać języka Hugha, zastanawiał się, czy dałoby się rzeczywiście prowadzić takie życie jak bohater filmu. Nie pracować, nie mieć zmartwień, chłodne piwko w cieniu pić... Rozważania dotyczące potencjalnych rozkoszy takiego życia mieszały się z okreśeniami "Co za próżniak, co za gamoń, ale nierób."
A Wy?
Jak myślicie?
Dałoby się?
PS Film uważam za wspaniały, książkę za jeszcze lepszą - szczerze polecam :)
2 komentarze:
ja za wspaniały uważam jego głos... mmmmmrrrr... :))
Prawda? Z takim głosem to można mieć każdą ;)
Na moich studiach stawiano go jako wzór pod względem akcentu. Ale i pozostałe jego aspekty są bardzo hmmm akceptowalne ;)
Nie rozwinę się bardziej, mąż też tu zagląda ;)
Prześlij komentarz