Poirytowałam się, słuchając lokalnego radia. Pan samorządowiec postulował, żeby nauczyciele pracowali od 8 do 16, lekcji tyle co jest, reszta czasu na samokształcenie, poprawianie klasówek i tak dalej.
Siedzę tak i myślę - czy pan kiedykolwiek był w pokoju nauczycielskim w dowolnej szkole - takim, w którym ma się maleńką szafeczkę na słoik z kawą (albo i nie) a krzeseł jest mniej, niż głów w gronie? Gdyby istniały pracownie dla nauczycieli, choćby na przykład dla zespołu przedmiotowego, gdzie można mieć swoją biblioteczkę i tak dalej, gdzie jest komputer z drukarką i internetem, to można by zacząć rozmawiać o 40-gdzinnym tygodniu pracy (z któego nauczyciel mógłby sobie odbijać wycieczki (bo wtedy pracuje 24h/dobę) czy doszkalanie.
A jakby do kompletu uwolnić rynek pracy nauczycieli i zlikwidować rządzącą szkołą biurokrację i papierologię...
...To może nawet chciałabym wrócić do zawodu.