W
szkole mojej ośmioletniej córki wszystkie drugie i trzecie klasy kończą
lekcje o 15:05. Oznacza to, że córka wraca do domu koło 15:30.
Odpoczywa ok. 30 minut i je obiad. Mija więc godzina od powrotu. Siada
nad zeszytami.
Wczoraj
miała do napisania stronę zdań w zeszycie do polskiego, stronę słupków
na dodawanie, dwie strony w ćwiczeniach do uzupełniania i dwa ćwiczenia z
angielskiego. Po 45 minutach musiała przerwać, ponieważ miała zajęcia
taneczne - w szkole jest 1 wf i 45minut basenu, więc dodatkowe zajęcia
ruchowe wydają się dobrym pomysłem, zwłaszcza że pełnią też rolę
socjotwórczą i umożliwiają rozwijanie kontaktów z dziećmi spoza stałego
kręgu znajoych i umacnianie więzi już istniejących. Po tańcach wróciła
18:40, odpoczęła kwadrans i do 20 kończyła wszystkie zadania. Później
jadła kolację, rozmawiała z nami bawiła się z bratem tylko chwilę,
poczytała książkę i wtem okazało się, że jest 22. Musi się więc wyspać.
Rano wstanie, zje śniadanie, pobawi chwilę z młodszym braciszkiem i
będzie znów pędzić do szkoły.
A
to dziecko matki niepracującej poza domem, które nie musi korzystać ze
świetlicy ani daleko dojeżdżać. I ona już nie ma czasu na "życie", a co
dopiero dzieci pracujących rodziców w wielkich miastach?
Jestem
nauczycielką. Specyfika mojego przedmiotu pozwala na zadawanie pracy
domowej w nieco innej formie, niż robią to moje koleżanki. Dzieci
gromadzą angielskie słówka wycięte z gazet, opakowań czy spostrzeżone na
ulicy. Na początku lekcji zbieramy nowe znaleziska, przypinamy do
korkowej tablicy i krótko omawiamy. Często dzieci opowiadają, jakie
słówka juz wcześniej przypięte, one też spostrzegły. Starsi chwalą się
obejrzanym odcinkiem serialu - bez polskich napisów. To się moim zdaniem
da zakwalifikować jako życiowa praca domowa. Wypełnianie ćwiczeń, czy
układanie zdań z zadanymi wyrazami nią nie jest.
Z
zawodowego i matczynego punktu widzenia oceniam zadawanie sążnistych
prac domowych młodszym dzieciom za niepotrzebne. Jeśli chcemy wyrabiać
nawyk myślenia o szkole/danym przedmiocie, poszukajmy punktu zaczepienia
w realnym życiu. Szkoła oparta na słuchaniu nauczyciela-krynicy wiedzy i
wypełnianiu testów do życia nie przygotowuje. Ani trochę.