poniedziałek, sierpnia 05, 2013

Prowincjonalna wasza mać

Niektórzy zapewne wiedzą, że niżej podpisana (albo i nie) Trus przeniosła się paręnaście lat temu z Dużego Miasta na wschodzie do Miasteczka w Galicji (która w sumie całkiem wschodnia jest takoż). Przeniosła się po tym, jak dostała bęcki pod własnym blokiem, po tym, jak nastukano jej Siostrę Młodszą również w pobliżu własnej siedziby. Niekoniecznie dlatego, ale tak się złożyło.
W Miasteczku zamieszkała w okolicy pełnej Grup Dyskusyjnych złożonych z Panów Winolubów, Elity Stadionowej w barwach klubowych i dzieci. O, dzieci to tu chyba jest najwięcej. W pobliżu domu mamy kilka znakomitych placów zabaw, na które ściąga pół osiedla. My też. Niemal codziennie.
A potem czytam sobie to i owo w necie.
Tu: http://godzillapozera.blogspot.com/2013/07/durska-ciska-na-prawo-i-lewo.html
I tu: http://www.hafija.pl/2013/05/na-placu-zabaw.html
I tutaj też: http://blogmagdalenyf.blogspot.com/2013/05/moda-mama-jako-lwica-na-placu-zabaw.html
Czytam, niby po polsku, niby ładnie napisane, a nie rozumiem.
Idę na plac zabaw. Zabawki wszystkich dzieci leżą na wspólnej kupie, piaskowe w cieniu na piasku, rowery koło murkoławki, a stado kucyków i petszopów okupuje ławkę.
Nikt nikomu na ręce nie patrzy, kto czym się bawi. Czasem jedno dziecko wyrwie coś drugiemu, ale przeważnie łapie co innego, chwilowo wolnego. Siedmiolatek spada z roweru i rozwala łokieć - od razu ktoś dzwoni po jego mamę, która akurat poszła kupić dzieciom wodę w pobliskim sklepiku.
Jedna z opiekunek krzyczy na dziecko, podchodzi inna kobieta i mówi "Ciężki dzień, co? Mój też od rana nieznośny. Pomóc pani jakoś?"
Grupka dzieci usiadła na szczycie zjeżdżalni i ją blokuje. Podchodzę i mówię wesoło "Teraz trzeba ustąpić następnym dzieciom - czy dacie radę?" a one z okrzykiem "Tak! Damy radę!" zjeżdżają w dół.
Jakaś mama radzi się innej, czy zdjąć buciki swojemu maluchowi. Do moich pomalowanych paznokci podpełza raczkujące po trawie niemowlę i dotyka ostrożnie fioletowych plamek w niespodziewanym miejscu.

Jest spokojnie, radośnie, można porozmawiać. Mój synek załapał się na bujanie z rówieśnikiem, którego asekuruje sympatyczny tata, a córka właśnie organizuje grę w państwa miasta na "odległej łączce", jak nazywa się tu trawiasta część placu.

Nie wiem, czy to kwestia Miasteczka, tego właśnie osiedla (teoria babci dzieciom), czy też może podejścia matek, w tym piszącej te słowa Trus.
Ale nasz plac zabaw to równoległy wszechświat jakby. Jakie są wasze?

czwartek, sierpnia 01, 2013

Przepisy są, żeby były

Wpis dedykuję tym wszystkim, którzy mi mówią, że zawracanie głowy z tymi fotelikami, po co dzieci zmuszać. I tym wszystkim, którzy cytują idiotyczny tekst zawierający fragment, że kiedyś nie było fotelików i pasów, a jakoś wszyscy żyjemy.

Polski Kodeks Drogowy traktuje kwestie dotyczące fotelików samochodowych dla dzieci bardzo pobieżnie. Wszystko bowiem, co mówi on o fotelikach, znajdziemy w poniższych kilkunastu wierszach. 
Rozdział 5 Porządek i bezpieczeństwo ruchu na drogach (...) 
Art. 39. (...) 3. W pojeździe samochodowym wyposażonym w pasy bezpieczeństwa dziecko w wieku do 12 lat, nie przekraczające 150 cm wzrostu, przewozi się w foteliku ochronnym lub innym urządzeniu do przewożenia dzieci, odpowiadającym wadze i wzrostowi dziecka oraz właściwym warunkom technicznym. 
4. Przepis ust. 3 nie dotyczy przewozu dziecka taksówką osobową, pojazdem pogotowia ratunkowego lub Policji. (...) Art. 45. 
2. Kierującemu pojazdem zabrania się: (...) 
4. przewożenia w foteliku ochronnym dziecka siedzącego tyłem do kierunku jazdy na przednim siedzeniu pojazdu samochodowego wyposażonego w poduszkę powietrzną dla pasażera; 
5. przewożenia, poza specjalnym fotelikiem ochronnym, dziecka w wieku do 12 lat na przednim siedzeniu pojazdu samochodowego; 

W Polsce za przewożenie dziecka bez fotelika zostaniemy ukarani przez policję mandatem w wysokości 150 zł oraz obciążeni 3 punktami karnymi. Należy jednak pamiętać, że największą karą, jaka może nas spotkać, jeśli zdecydujemy się przewozić dziecko bez fotelika, jest kalectwo lub śmierć tego dziecka na skutek obrażeń odniesionych w wypadku. 


Dzisiaj rano siedzieliśmy z PanemMężem przy śniadaniu, gdy usłyszeliśmy wycie karetki. Ledwo zdążyłam kwaśno stwierdzić, że o 6:30 to nie powinni tak wyć, kiedy poczułam, że to coś gorszego, niż stan przedzawałowy fertycznego sąsiada. Za pierwszą karetką jechała policja, straż, kolejny ambulans...

Później sprawdziłam w lokalnym portalu, co się stało.
http://www.hej.mielec.pl/miasto2/aktualnosci/art3419,wypadek-w-jaslanach-policja-potwierdza-chlopiec-nie-mial-zapietych-pasow.html

Ileż bojów stoczyłam z ludźmi z mojego otoczenia, którzy moje dziecko wozili bez fotelika lub zapięte pasami tak, że przebiegały mu one po gardle (za każdym razem dowiadywałam się po fakcie). Bo przecież te foteliki to zawracanie głowy, co to daje, tylko pieniądze wyciągają. Bo przecież jak nas złapią, to se załatwimy anulowanie mandatu, bo mamy znajomości. Bo...

No więc myślę, że powinni sobie poczytać zalinkowany artykuł.
A wszystkim polecam przejrzenie strony fotelik.info i ich Najczęściej Zadawanych Pytań.

Jeszcze jedno.
Kiedy w listopadzie w ramach akcji "Znicz" czy jak jej tam było, zostaliśmy zatrzymani do rutynowej kontroli, policja nie zainteresowała się w ogóle fotelikiem naszego synka, tym, czy jest poprawnie przypięty, czy fotelik jest zamocowany. I to jest kolejny problem. Bo po co przestrzegać przepisów, skoro i tak nikt tego nie sprawdza?